Jeszcze nawet nie zdążyłyśmy opisać naszego podboju Pienin, a już zachciało nam się zwiedzać kolejne góry. Korzystając więc z okazji, że akurat mogłyśmy użytkować samochód, wybrałyśmy się na jednodniowy wypad w Góry Świętokrzyskie, aby zdobyć jeden ze szczytów Korony Gór Polski - Łysicę. Szczyt wprawdzie udało nam się zdobyć, ale oczywiście nie obyło się bez przygód :)
Gdzieś pod Kielcami nasz kilkuletni i nieaktualizowany GPS kazał nam skręcić na małą wiejską dróżkę. Dróżką jechało się bardzo przyjemnie dopóki nie zmieniła się ona w drogę gruntową. W tym miejscu, gdzie skończył się asfalt powinnyśmy zawrócić, ale niestety uwierzyłyśmy GPS-owi i mając nadzieję, że droga wkrótce zmieni się w asfaltową - ruszyłyśmy dalej. Niestety droga wcale się nie polepszyła, a wręcz pogorszyła, a miejsca do zawrócenia nie było nigdzie. Jechałyśmy więc dopóki nasz biedny 15-letni Nissan nie zakopał się w półmetrowym błocie. Odkopywanie, podkładanie gałęzi i tym podobne zabiegi nie dały rady. Na szczęście była z nami Olga - osoba o stalowych nerwach, dzięki której zebrałyśmy się do kupy i znalazłyśmy dwóch panów rolników, którzy zlitowali się nad nami i swoim ciągnikiem Ursusem wyciągnęli nas z błota i odholowali z powrotem na wieś :) W międzyczasie jeszcze Nissan oblał się zielonym płynem sycząc i piszcząc, więc wizyta u mechanika była nieodzowna. Na szczęście skończyło się tylko na uszkodzonej chłodnicy od klimatyzacji, bardzo, bardzo brudnym samochodzie i dużej ilości nerwów :)
Nieudana próba wykopania Nissana |
Nissan u mechanika |
Na szczęście jednak to wszystko nie zniechęciło nas do wspinania się na Łysicę. Relacja z wędrówki już wkrótce! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz