piątek, 24 kwietnia 2015

Zielono mi! - czyli wiosenna wyprawa na Turbacz



Trasa: Nowy Targ Kowaniec  Schronisko PTTK na Turbaczu  Turbacz (1310 m n.p.m.)  Schronisko PTTK na Turbaczu  Bukowina Miejska  Nowy Targ Kowaniec (23 pkt GOT), czas przejścia wg mapy 5h 10 min

Wycieczka z 17.04.2015
Była to pierwsza wyprawa górska w tym roku. Pogoda cały czas była w kratkę, więc nie mogłyśmy przewidzieć co nas spotka. Zresztą jest kwiecień, więc wiadomo było, że afrykańskiego słońca to raczej nie uświadczymy. Na szczęście dzień wyjścia okazał się nie tak zimny i deszczowy jak mógłby być. 
Naszą wycieczkę rozpoczynamy z dzielnicy Nowego Targu - Kowańca. Po pewnych problemach ze znalezieniem dojścia do szlaku (lokalni mieszkańcy poprowadzili nas w miejsce, z którego moglibyśmy "stanąć sobie pod lasem i wejść na górę" oczywiście na dziko) udało nam się znaleźć dobry szlak i ruszyć asfaltem oznakowanym na zielono w górę. Szlak zielony jest bardziej stromy i kamienisty od żółtego, jednak w naszej sytuacji okazał się to wybór lepszy. Od samego początku było ślisko i błotnisto. Schodzenie tą drogą byłoby pewnie trudno i żmudne.

Początek szlaku, a już wszyscy mokrzy

Asfalt na szczęście nie ciągnie się długo, szlak szybko skręca, a za chwilę zaczyna piąć się w górę kamieniście. Droga prowadzi stromo przez las. Mijamy dużo różnego rodzaju kapliczek oraz bocznych odnóg, na których widać wyryte w błocie ślady pojazdów. Co jakiś czas wyłania się nam jakiś „widoczek”, na który popatrzeć jest trudno przez zasłonę mgły.

Jedna z mijanych kapliczek

Śnieg z pozoru szczątkowy, leżący twardymi kleksami, zaczyna w końcu zasłaniać cały krajobraz. Stopniowo przestajemy iść wzdłuż lejącego się w dół szlaku strumyku, a zaczynamy kroczyć po lodowej pokrywie. W tym momencie marsz robi się o wiele trudniejszy. Do wyboru jest albo bardzo nieprzyjemne błotko albo lód, który ma tendencje do załamywania się pod naciskiem stopy. Jest to o tyle ciekawe, że można zaobserwować „dolinę” jaką płynąca woda wymyła pod lodem.
Trafiamy na rozgałęzienie, na którym skręcamy w lewo, zgodnie z oznaczeniem szlaku. Trasa zaczyna się robić łagodniejsza, mimo że coraz bardziej zaśnieżona. Spotykamy wiele chatek i bacówek, nieraz pobudowanych jedna przy drugiej. Wszytkie są zamknięte, a wyłaniające się z mgły wyglądają naprawdę tajemniczo.
Szlak niebieski dołącza się do naszego zielonego w Bukowinie Waksmundzkiej. To znak, że minęliśmy już półmetek trasy w górę. Idziemy przed siebie. Szlak jest łagodny, więc i my zapomniamy o tym, że miał być „tym ostrzejszym”. Po około 30 minutach dochodzimy do kolejnego rozwidlenia szlaków na Polance Wisielakówce, gdzie nasz oznakowany już na zielono i niebiesko styka się dodatkowo z żółtym. 

Na Polanie Wisielakówce - do szczytu już blisko!
Idąc szeroką drogą spotykamy niezbyt dobrze oznaczone rozwidlenie - na naszej szerokiej trasie nagle na drzewie ukazuje się strzałka. Jest ona jednak tak skierowana, że nie sposób jest domyślić się czy pokazuje na wprost czy bardziej w lewo na stromą wąską ścieżynę. Nasze zwiady poszły w obie strony i Koziczka wypatrzyła znaki. Okazało się, że prawidłową drogą jest stroma wąska ścieżyna, szlakowi nie udało się nas nabrać na szeroką wygodną drogę :)
Szlak jest odtąd bardzo stromy. Widać, że zbliżamy się do szczytu. W pewnym momencie śnieg i lód zasłania całą drogę i ciągle łatwo jest w niego wpaść nawet do połowy uda. Jednak po wejściu w strefę śniegu i gęstej mgły deszcz przestaje padać, więc idzie się o wiele przyjemniej.
Docieramy w końcu do Schroniska PTTK na Turbaczu. Zmoknięci i zmarznięci witamy to miejsce wesołymi okrzykami. Mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych sala jadalna jest pełna i zajmujemy ostatni wolny stolik. Bardzo zaskoczyło nas menu w schronisku, które jest bardzo rozbudowane i każdy na pewno znajdzie coś pysznego dla siebie. My skusiłyśmy się na zupę chrzanową z plackami ziemniaczanymi, która była naprawdę wyborna. 
Schronisko od szczytu Turbacza dzieli jeszcze 10 min marszu w górę czerownym szlakiem, na który decydujemy się po naładowaniu akumulatorów ciepłem i jedzeniem. Zadowoleni szybko wskakujemy na górę, która jest pokryta ponad metrową warstwą śniegu. Na szczycie widzimy prześwity postawionych tam ław w śniegu pod stopami. Nie zostajemy tam długo, dokumentujemy fotkami nasze zdobycie i ruszamy w dół. 

Na Turbaczu
Na Turbaczu
Cała ekipa na szczycie :)
Na Turbaczu

Tym razem decydujemy się iść szlakiem żółtym. Od Polany Wisielakówka idziemy więc szlakiem papieskim. Jak na szlak papieski przystało po drodze mijamy Kaplicę Papieską, która niestety jeszcze nie jest otwarta. Mimo to udaje nam się obejrzeć ją z zewnątrz i przez dziurkę od klucza :)

Przy Kaplicy Papieskiej
Kaplica Papieska

Szlak idzie łagodnie w dół aż do Bukowiny Miejskiej, gdzie oczywiście czeka na nas kolejna kapliczka i kolejna porcja deszczu. 

Iza i Paweł - mokrzy i zmarznięci, ale chyba zadowoleni przy kapliczce na Bukowinie Miejskiej :) 
Ruszamy szybko w dół. Szlak mimo tego, że jest szeroki zmienia się w potok błotem i śniegiem płynący. Jest więc naprawdę ciężko schodzić, tym bardziej więc cieszymy się, że nie jest tak stromy jak zielony. Po drodze mijamy miejscową faunę i florę. Drogę przebiega nam sarna, po drodze uwija się salamandra, a łąki zasłonięte są dywanem z krokusów. Mimo więc braku widoków krajobrazowych jesteśmy bardzo zadowoleni. Od Bukowiny Miejskiej do Nowego Targu idziemy mniej więcej godzinę.

Salamandra
Są krokusy!
Było ślisko, mokro i śnieżne. Umiejętności wyważenia kroku, odpowiednia odzież i rozwaga przydały się. Szliśmy wolno, jednak bezpiecznie. Przekonałyśmy się, że wędrówka nawet w tak niesprzyjających warunkach może być przyjemna. 

Choć dopranie spodni było trudne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz